1. Dopóki nie rozlegną się kroki
Spotkanie nowej osoby jest początkiem nowej historii. Drugie zdanie opowieści, która traktuje o Harrym i Draconie, zaraz po: Pierwszy raz spotykają się w małym, dusznym sklepiku madame Malkin i od razu nie przypadają sobie do gustu., brzmi raczej żałośnie, nawet w uszach Wybrańca:
Harry Potter spogląda na bladego chłopca, który wszedł bezceremonialnie i z ironicznym uśmieszkiem na wargach do przedziału, i widzi, że ma on wszystko, o czym Harry kiedykolwiek marzył: rodzinę, przyjaciół, pieniądze, wyprostowane plecy i uniesiony wysoko podbródek.
Patrzy na Draco poprzez pryzmat własnych doświadczeń i jednocześnie stara się odnaleźć w nowym świecie. Hermiona, ta zarozumiała Hermiona, przypomina mu Emmę, koleżankę z mugolskiej szkoły. Rudy, porywczy Ron mógłby być bratem bliźniakiem biednego Ruperta, który rok temu wyniósł się z Londynu. Crabbe i Goyle to dwa goryle. Harry z grymasem irytacji na twarzy porównuje ich z Malcolmem i Piersem z bandy Dudleya. Ale Malfoy… Malfoy nie pasuje do równania. Nie przypomina mu jego kuzyna w najmniejszym stopniu. Nie ma krótkich, serdelkowatych nóżek, świńskich oczu. Inteligentny i pewny siebie wyraz twarzy nie mógłby nigdy należeć do Dudleya. Poza tym ta pewność siebie i leniwe przeciąganie wyrazów!
Dlatego Harry bez zastanowienia wyrzuca niewiadomą z równania i wierzy, że dzięki temu wszystko stanie się prostsze, że bez uporczywie niepozwalającego na wyłączenie się przed nawias iksa szybciej połączy resztę elementów.
Odmawia podania dłoni i łapie się kurczowo tego, co wydaje się być uspokajająco znajome. I na jakiś czas zapomina, że nie można tak zwyczajnie wykreślić czynnika, pojawiającego się tylko po jednej stronie równania.
~~...~~
- Zawsze go bacznie obserwowałaś. Nawet później.
Zamiera na chwilę, ale w końcu porusza się niespokojnie i wierci na kamiennej posadzce.
- Zapomniałam, jak dobrą obserwatorką jesteś. Tak, to prawda.
Olśniewający uśmiech na bladoróżowych ustach i błyszczące zadowoleniem niebieskie oczy – to wszystko sprawia, że wciska się bardziej w twardą, zimną ścianę.
- Nie rozumiem tylko, czemu to teraz odgrzebujesz – dodaje, odgarniając z twarzy krótkie, skołtunione włosy. Potem zaczyna je przeczesywać palcami, niby od niechcenia, starając się pokryć zdenerwowanie.
- Ponieważ i ja kogoś obserwowałam – mówi, a na jej gładkich policzkach pod warstwą kurzu zakwitają lekkie rumieńce.
- Oprócz mnie? – pyta krótkowłosa i chwilowe napięcie znika, gdy obie śmieją się cicho i sięgają po swoje dłonie. Daje im to ulotne poczucie bezpieczeństwa, na które osobno nie mogłyby sobie pozwolić. Kiedy milczenie się przedłuża, szepcze: - Wiem, zauważyłam.
Przez kilka sekund słychać tylko ich głębokie oddechy. Potem niebieskie oczy przysuwają się bliżej i delikatna, drobna dłoń wczepia się w jej ramię.
- Nie bój się. – Słyszy cichą prośbę, a na barku czuje lekki ciężar blondwłosej głowy. Potargane kosmyki łaskoczą jej podbródek, więc czułym ruchem odgarnia je na bok. Morze drżących westchnień później z oddali docierają do nich odgłosy, które wydają ciężkie buciory uderzające o kamienną podłogę. Ich dłonie zaciskają się wokół siebie kurczowo, jakby nie miały się nigdy rozłączyć.
- Ty też się nie bój – prosi, głaszcząc pocieszająco jasne, ale pokryte warstewką brudu włosy. Choć Bóg wie, jak bardzo ona sama potrzebuje podobnego pocieszenia.
~~...~~
Iks przez sześć lat uparcie przypomina, że wbrew wszelkim zasadom jest wykreślanie go ot tak z równania. Na każdym kroku uświadamia Harry'emu, że bez niego wynik zwyczajnie nie jest taki, jaki powinien. Aż w końcu nadchodzi siódmy rok zmagań i Potter godzi się z przegraną. Draco ma teraz, oprócz zadziornie uniesionego podbródka, także długie nogi i wąskie, delikatne nadgarstki. Gdzieś wraz z utopionymi w alkoholu wakacjami zniknęła jego bezpodstawna buta i wyniosłość. Jest cichy, spokojny i wiecznie samotny: w bibliotece, na korytarzu, w pustej klasie, gdzie ćwiczy zaklęcia oraz na śniadaniu, gdzie siada z brzegu i czyta książkę, co jakiś czas od niechcenia podnosząc wzrok i rozglądając się po sali. Zmiana ta pozwala przywrócić iksowi miejsce w niedokończonym, ale już uporządkowanym równaniu i sprawia, że Harry ma niepohamowaną ochotę, by dopisać do ich historii jedną czy dwie strony, tym razem nie dociskając mocno pióra z powodu nienawiści i złości, ale lekkimi pociągnięciami spokojnie i z zadowoleniem przekreślić poprzednie rozdziały.
Pierwsza kartka w tym roku nie zapowiada się jednak imponująco. Draco omiata go zimnym, pustym wzrokiem, gdy Harry wykonuje pierwszy ruch i przysiada się do jego stolika w bibliotece. Potem opuszcza głowę i ignoruje cichy, niecierpliwy głos Pottera. Kilka dni udawania, iż Harry nie istnieje, później przed klasą transmutacji wybucha kłótnia, w której brak niegdysiejszego ognia, ale za to która wywołuje taki chłód, że Potter jeszcze przez następną godzinę mimowolnie trzęsie się z zimna. Ostatecznie McGonagall zatrzymuje ich po lekcji i pochylona nad wypracowaniami mówi, że są już na tyle dorośli, że nie chce więcej słyszeć o ich sporach. Jeśli podobna wiadomość dotrze do jej uszu, otrzymają wspólny, dwutygodniowy szlaban. Za każdym razem.
Malfoy żegna się uprzejmie z profesorką, nie zaszczycają Harry'ego nawet spojrzeniem, a potem w milczeniu obraca się na pięcie i wychodzi z klasy. Jego dłonie są zaciśnięte w pięści. A Potter z jakiegoś powodu czuje się gorzej niż kiedykolwiek wcześniej.
~~...~~
Dotyka lekko jasnych włosów, które teraz są nie tylko pokryte kurzem, ale i ciepłą, lepką krwią. Szlocha cichutko, przyciskając twarz do szorstkiego od brudu i cuchnącego stęchlizną oraz potem, dziurawego materiału, który kiedyś był koszulą jej najlepszej przyjaciółki, a teraz jest tylko szmatą, wiszącą na wychudzonej, pozbawionej dawnej żywotności dziewczynie. Czuje słabą dłoń, szukającą po omacku jej policzka. Chropowate, zaniedbane palce odnajdują w końcu jej twarz i ich właścicielka wzdycha z ulgą.
- Tak bardzo się bałam, że już do ciebie nie wrócę. – Słyszy tuż przy uchu i podnosi głowę, by spojrzeć w spokojne, niebieskie oczy. Dusi w sobie ochotę by zapłakać. Musi być silna. Dla nich obu.
- Obiecajmy sobie, że nie ważne co, zawsze będziemy wracać – mówi drżącym głosem i wtula się w zaskakująco zimne ramię. Obejmuje przyjaciółkę, próbując ogrzać ją samą sobą. Strach zakrada się w jej żyły i sprawia, że odczuwana przez nią temperatura obniża się o kilka stopni. Zaciska oczy i stara się odegnać panikę. – Obiecaj mi – żąda żałośnie i brudną, pokiereszowaną dłonią wyciera łzy najpierw swoje, a potem towarzyszki. – Proszę.
- Obiecuję – odzywa się w końcu niebieskooka i wsuwa głębiej w jej objęcia. Zapada chwila ciszy, przecinana kapaniem wody gdzieś w oddali. Obie zdają się liczyć kolejne krople. – Opowiem ci historię o wydarzeniach, których byłyśmy częścią, dobrze? – Przerywa milczenie, a jej słaby, chrapliwy głos niesie mgliste wspomnienie dawnych dni: zapach Hogwartu o poranku i gwar przepełnionych korytarzy.
Odwraca wzrok, żeby przenikliwe, niebieskie oczy nie zobaczyły kolejnych łez. Jej usta mimowolnie szepczą: - Dobrze. – A potem układają się w wąską kreskę, utrzymywaną przez kurczowo zaciśnięte wargi. Żeby nie szlochać i nie przerywać. Może to ostatnia historia, którą pozna? – Dobrze – powtarza, pocierając delikatne ramię. A potem jeszcze raz: - Dobrze.
~~...~~
Kiedy zamyśleni wpadają na siebie na korytarzu, w ich oczach błyszczy gniew. Malfoy pierwszy wstaje i kilkoma niedbałymi ruchami otrzepuje niewidzialne pyłki z ubrania. Przymyka jasne, przywodzące na myśl śnieżnobiały marmur powieki, a gdy znów je podnosi, Harry nie widzi w jego oczach żadnych więcej uczuć, nawet tych negatywnych. Znów są puste i zimne. Draco odwraca się na pięcie.
- Podaj mi dłoń – żąda Potter, zaskoczony ostrym tonem swojego głosu. Kąciki ust Malfoya drgają, gdy zwraca się znów w stronę Gryfona. Widząc stojącego na końcu korytarza, przypatrującego się im młodego Krukona, wyciąga rękę w stronę Harry'ego i jednym pewnym ruchem podciąga go do góry. Obserwator zdarzenia otwiera ze zdziwienia usta i zamiera niezdecydowany. Jego szczęka z głośnym łupnięciem uderza w podłogę, gdy Potter opiera się na ramieniu Malfoya.
- Po prostu na mnie leci – mówi Draco, starając się zachować pozory spokoju i opanowania. Gdy Krukon się nie rusza, dodaje ze złością: - No zmiataj, młody.
Uczeń ucieka z korytarza z niepewną miną. Malfoy wymyka się z uścisku Harry'ego, który natychmiast wyciąga dłoń w stronę ściany, tak bardzo kręci mu się w głowie. Draco opiera się o jakiś miękki arras, wiszący po drugiej stronie, i składa ręce na piersi.
- Chyba się uderzyłem – mówi cicho Harry, badając lekko palcami potylicę. Krzywi się, gdy natrafia na ciepłą ciecz, pokrywającą jego kruczoczarne włosy.
Kiedy zamyka oczy, pod powiekami rozbłyskuje mu feeria oślepiających kolorów. Ma ochotę osunąć się powoli po ścianie i jeszcze przez kilka minut posiedzieć w pustym korytarzu. Nie może uwierzyć, że znokautowała go zwykła, kamienna posadzka. Może z niewielką pomocą Malfoya. Czuje, jak żołądek skręca mu się i przez chwilę walczy z mdłościami.
Delikatny, chłodny dotyk długich palców na twarzy sprawia, że mdłości odchodzą. Nagle zdaje sobie sprawę, że od jakiegoś czasu krew gwiżdże mu w uszach. Teraz wszystko cichnie i przez głuchy dźwięk przebija się uspokajające mruczenie Malfoya. Kilka sekund później z tyłu głowy czuje lekkie szczypanie i coś ściąga jego skórę. Podnosi powieki i widzi pochylonego nad nim blondyna, który w skupieniu wpatruje się w zabrudzoną krwią kępkę włosów. W jednej z rąk trzyma różdżkę, druga wciąż spoczywa na jego czole, za co Harry jest niezwykle wdzięczny.
Gdy Draco po raz drugi podnosi Harry'ego do pionu i jednym, długim spojrzeniem upewnia się, że wszystko jest już w porządku, bez słowa odchodzi ciemnym korytarzem. Potter, wciąż niepewnie stojący na nogach i zdezorientowany, wpatruje się w jego plecy, dopóki nie rozpływają się za rogiem. Potem jednym zaklęciem sprawia, że z podłogi znikają nieliczne ślady krwi. Wolnym krokiem obchodzi wszystkie pomieszczenia, w których mógłby spotkać Ślizgona, omijając jedynie Pokój Wspólny Slytherinu, ale nigdzie go nie znajduje. Ma nadzieję, że można podczas kolacji… ale gdy obiega wzrokiem stół po przeciwnej stronie sali, nie widzi Draco na jego zwykłym miejscu.
~~...~~
Wydaje z siebie rozpaczliwy jęk, gdy jej ciało brutalnie uderza o ziemię. Drzwi zamykają się z łoskotem, a wtedy podczołguje się do niej jasnowłosa i bierze ją w ramiona. Kojący uścisk dodaje jej sił, których już zaczynało brakować. Wtulają się w siebie delikatnie, żeby nie otworzyć ran i żeby nie sprawić drugiej cierpienia. Tępy ból z tyłu głowy sprawia, że musi wysilić się, by zrozumieć słowa przyjaciółki.
- Wydaje się, że to było tak dawno – szepcze w jej ucho niebieskooka i obie słyszą pobrzmiewającą w jej głosie nieskończoną tęsknotę. Przyciskają do siebie swoje policzki i splatają ze sobą dłonie, jakby miało im to pomóc podzielić się wspomnieniami. Przez chwilę czują nawet w pomieszczeniu zapach trawy, a na językach smak wybornych potraw. Widzą obraz śmiejących się przyjaciół na przeciwległej ścianie, jak gdyby znajdowały się w mugolskim kinie. Wydają z siebie przeszywający jęk, gdy wizja znika.
- Mów dalej – prosi w końcu przyjaciółkę, gdy zaciera się posmak pieczonych kartofli, a dociera do nich w zamian smród zgnilizny i śmierci. – Chcę wiedzieć.
Jasnowłosa uśmiecha się smutno z wielkim wysiłkiem, a potem chucha kilka razy w ich złączone dłonie. Jest im tak zimno. Ale musza być silne. W przypływie jakiegoś nieznanego uczucia, całuje ich połączone palce.
- Znajdą nas – obiecują sobie nawzajem, gdy są już zmęczone opowieściami o dawnych czasach, i przyciskają się do siebie jeszcze mocniej. Jest im cieplej, lepiej, bezpieczniej. Dopóki na schodach znów nie rozlegną się kroki.
~~...~~
Przy śniadaniu, gdy sięga po dzban z kawą, jego wzrok przeczesuje salę. Ponad setkami głów odnajduje czarną, potarganą czuprynę, której nie można pomylić z żadną inną i, gdy jego wargi dotykają kubka, wygląda na odprężonego i na powrót spokojnego. A przynajmniej takie jest zdanie właścicielki niebieskich oczu, która z zadowoleniem przeczesuje palcami długie, jasne włosy. Teraz może znów zabrać się za jedzenie śniadania. Skoro wszystko toczy się właściwym torem, powrót do posiłku jest wręcz wskazany. Uśmiecha się jeszcze raz i wgryza w tosta, wciąż jednak obserwując arystokratę. Kiedy wychodzi on z Wielkiej Sali, uprzednio jeszcze raz spojrzawszy na stół Gryfonów, jej uśmiech staje się szerszy. Kończy śniadanie i w podskokach dociera do swojej przyjaciółki. Dotyka nieśmiało jej pleców i ruchem głowy wskazuje Harry'ego, który podnosi się właśnie od stołu i podąża za Malfoyem. Dziewczyny patrzą na siebie przez chwilę wszystkowiedzącym wzrokiem, a potem ruszają ramię w ramię na zajęcia.
Podczas spaceru korytarzem mijają odnogę, w której zaszyli się Harry z Draco. Stoją naprzeciw siebie i ich i tak ciche głosy całkiem cichną, dopóki dziewczyny nie znikają za następnym rogiem.
~~...~~
- Mam dla ciebie nową historię. – Szept przecina ciszę, niosąc zapowiedź czegoś dobrego. Może znów poczują na języku smak pocałunków, a na plecach ciepłe palce czerwcowego słońca. Może do ich uszu dojdzie świst gałęzi bijącej wierzby lub głosy kłócących się chłopców. Może w dłoniach znów pojawią się różdżki, a w powietrzu kolorowe ptaki.
- Czyją? – pyta w końcu, przymykając oczy, by móc wsłuchać się w miękki głos przyjaciółki. Niebieskie oczy też chowają się za powiekami.
- Opowiem ci, jak to było obserwować przez lata Draco, a ty mi opowiesz, jak obserwowałaś Harry'ego. – Szept pobrzmiewa rozmarzeniem i dawną radością. Obie przypominają sobie, jak kiedyś się uśmiechały i wzdychają. – Wtedy będziemy kwita.
- Miałaś mi opowiedzieć historię – powiedziała cicho, chowając twarz w matowych, jasnych włosach. Czuje, że zachowuje się dziecinnie, ale został jej tylko ten jeden sekret. Więcej ich już nie zachowała.
- To jest właśnie ta historia. – Poruszają się niespokojnie, gdy nad ich głowami dudnią ciężkie kroki. Wtulają się w najciemniejszy kąt, jaki mogą znaleźć i kurczowo zaciskają swoje dłonie. Kiedy buty oddalają się, wzdychają z ulgą. – Ich historia jest tylko odrobinę szczęśliwsza od naszej.
Dziesięć, jedenaście, dwanaście kropli wody później odzywa się cichutko: - Dobrze.
Tym razem to blondynka całuje ich połączone dłonie i przez chwilę nie odrywa od nich bladoróżowych ust. W końcu po lochu niesie się szloch. Głaszcze więc jej długie, niegdyś tak piękne włosy.
- Ciężko jest mówić o dawnych czasach – szepcze niebieskookiej do ucha, a potem przyciska wargi do jej pokrytego kurzem czoła. – Ale nie płaczmy. Znajdą nas. Wszystko będzie dobrze.
Jakby dla zaprzeczenia jej słów słyszą chrobot starego klucza w zardzewiałym zamku i stukot butów. Okrutny śmiech strażnika jeszcze długo rozbrzmiewa w pomieszczeniu.
~~...~~
- Nie musisz mi dziękować, Potter. – Do jego uszu docierają lodowate słowa nim jeszcze rozpoznaje znajomo smukłą sylwetkę, która w próbie nadania jej na powrót aroganckiej pozy z dawnych lat opiera się niedbale o ścianę. Ale coś w Draco nie pasuje już do tej ostrej, kanciastej fasady, więc w końcu spuszcza ręce po bokach i staje wyprostowany. – W tych czasach niebezpiecznie byłoby pozwolić umrzeć Wybrańcowi, niezależnie od strony.
Harry wpatruje się przez chwilę w bladą twarz i wie, że czegoś na niej brakuje - ironicznego uśmieszku, a może delikatnych, ledwie widocznych zmarszczek na czole, które pojawiały się, gdy Malfoy przewidywał ich słowa niczym szachowy mistrz. Milczy, ponieważ w tym Draco nie ma już nic kojąco znajomego i nie jest pewien, jak powinien na to spostrzeżenie zareagować. Rozluźnia zaciśnięte w pieści dłonie, a różdżkę popycha głębiej w rękaw, „żeby nie kusiło".
- Ale i tak podziękuję – mówi w końcu cicho, spuszczając wzrok. Odległym o kilka metrów korytarzem przechodzi para dziewcząt. Malfoy czeka, aż odgłos ich kroków oddali się wystarczająco, a potem kiwa głową, niby w odpowiedzi na wcześniejsze stwierdzenie Harry'ego.
Kiedy macha ręką w nieokreślonym geście i pyta: - Wciąż boli? – Harry ma wrażenie, że oto znalazł się w jakimś surrealistycznym śnie lub przynajmniej w innym wymiarze. Pytanie jednak przypomina mu o ranie i podnosi dłoń, by dotknąć guza, który wciąż jest wyczuwalny na potylicy. Krzywi się lekko, a Draco robi kilka kroków w przód i zanim Harry jest w stanie zareagować, zimne, długie palce wplatają się w kosmyki jego włosów, a szare, uważne oczy spokojnie oglądają pozostały po wczorajszym zderzeniu ślad.
- Masz zimne dłonie. – Wyrywa mu się, a potem dotyka palcami własnych ust, jakby chciał się upewnić, że to właśnie spomiędzy nich uciekły te słowa. Draco zamiera i odsuwa się na wyciągnięcie ramion. Skóra na głowie Harry'ego szczypie tęsknie w pragnieniu ponownego dotyku.
Malfoy robi jeszcze kilka kroków w tył, a na czole pojawiają mu się te delikatne zmarszczki sugerujące, że stara się przewidzieć następny ruch przeciwnika i zawczasu na niego odpowiednio zareagować. Gdy otwiera usta, waha się niemal niezauważalnie, aż w końcu wypływają z nich słowa przemyślane, niby teatralnie dobrane, jak aktorska kwestia, kontynuacja poprzedniej wypowiedzi: – Ponieważ Czarny Pan chce własnoręcznie cię zabić.
Kiedy Draco odchodzi, Harry zauważa, jak doskonale wybrane były te słowa i jak sztuczny był spokój, z którym zostały wymówione. Czarny Pan, jako sugestia, że Malfoy jest śmierciożercą oraz reszta zdania na znak, że został, przynajmniej częściowo, wtajemniczony w plany Voldemorta. To wszystko ma na celu zniechęcenie Pottera, odepchnięcie go, zanim zacznie się mieszać w draconowe sprawy. Harry jednak mruży tylko podejrzliwie oczy, odprowadzając Ślizgona spojrzeniem. Nie zamierza się poddać.
~~...~~
- Zawsze się kłócili – szepcze w końcu, ostatecznie kapitulując. Skoro wszystkie inne tajemnice zostały jej wydarte, czemu nie zdradzić i tej? Czuje, jak skóra na policzku jej przyjaciółki ściąga się nieznacznie w słabym uśmiechu. – A potem Harry godzinami analizował jego słowa.
- Draco szukał go wzrokiem podczas posiłków, a gdy w środy nie mieli wspólnych lekcji…
Śmieją się obie i zaraz potem zaczynają kaszleć. Blondynka cichnie pierwsza i z zaniepokojeniem wsłuchuje się w ciężki oddechy, które jej towarzyszka nabiera z wielkim trudem. Powstrzymuje cisnące jej się do oczu łzy.
- … widywał go, przechodząc obok klasy transmutacji – kończy, biorąc głębszy wdech i usiłując skupić się na delikatnym, ciepłym dotyku, a zignorować uporczywe kłucie w gardle.
- On oczywiście nie wpadał na Harry'ego Pottera, nie ma mowy – mówi niebieskooka i przyciska czoło do jej policzka. Obie starają się nie myśleć o Averym, który stoi całkiem niedaleko: za grubymi drzwiami, które nie dają im nawet namiastki bezpieczeństwa. Skupiają się na tym, jak wesołe były, zauważając te wszystkie malutkie szczegóły, dotyczące dwóch uparcie nastawionych do siebie antagonistycznie chłopców.
- Skąd! Z lochów do biblioteki przecież najkrótsza trasa wiodła przez piąte piętro. Jak ktokolwiek mógłby go podejrzewać o chodzenie naokoło dla Wybrańca? - pyta i robi im się jakoś tak lepiej, radośniej i mniej ponuro. Loch staje się jakby jaśniejszy i zapach spleśniałego chleba z kąta nie przeszkadza im już tak bardzo.
Dopóki Avery nie zaszura butami, a drewniane drzwi nie otworzą się, by ukazać im piekło.
|